nasz dziennik 600x321Rozpoczęła się procedura ugodowa między Fundacją Lux Veritatis a ministerstwem kultury w sprawie toruńskiego Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. św. Jana Pawła II.

Pierwsze posiedzenie w tej sprawie odbyło się w czwartek w Warszawie przed Sądem Rejonowym. – Strony wymieniły stanowiska. Fundacja wskazała, że jej celem jest doprowadzenie do ugody w celu zapewnienia trwałego, niezakłóconego funkcjonowania muzeum. I w najbliższym czasie strony wymienią szczegółowe stanowiska w sprawie – informuje w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” mec. Karol Prawda, pełnomocnik Fundacji Lux Veritatis. Adwokat zaznacza, że Fundacji będzie zależało na polubownym zamknięciu tej sprawy. Kolejna rozprawa jest przewidziana na 7 sierpnia. Zwraca uwagę, że w tym momencie nie może zdradzać bliższych szczegółów sprawy.

Fundacja Lux Veritatis w reakcji na pismo ministerstwa kultury podkreśliła, że „wyraża wolę zawarcia uzgodnionego porozumienia, którego efektem byłoby zapewnienie trwałego funkcjonowania instytucji kultury, jaką jest Muzeum ’Pamięć i Tożsamość’ im. św. Jana Pawła II w Toruniu, traktując postulat funkcjonowania tej instytucji jako cel najważniejszy, wykraczający ponad spory polityczne i prawne”.

Mecenas Karol Prawda wyjaśnia, że procedura ugodowa to szczególny tryb sądowy. Nie jest to proces, gdzie zapadają wyroki, choć ugoda – co do zasady – ma moc wyroku. Postępowanie inicjuje się poprzez pismo procesowe, w którym proponuje się określoną ugodę. Adwokat przypomina, że ministerstwo kultury po odrzuceniu pozwu nie złożyło kolejnego pozwu, ale w kwietniu skierowało do Sądu Rejonowego Warszawa-Wola wniosek o tzw. zawezwanie do próby ugodowej. Zawarcie ugody ma charakter dobrowolny i strony muszą przejawiać taką wolę. W przypadku braku porozumienia sąd umarza postępowanie. – My mamy propozycję ugody, którą przedstawimy w najbliższym czasie. W naszej ocenie jest ona dobra – wskazuje mec. Karol Prawda. Zaznacza jednak, że z charakteru postępowania ugodowego wynika, że strony muszą się dogadać. – Fundacji zależy na zamknięciu tej sprawy dla dobra Muzeum – zapewnia nasz rozmówca. Jak przypomniał ostatnio w „Rozmowach niedokończonych” w Radiu Maryja o. Jan Król CSsR, dyrektor Muzeum „Pamięć i Tożsamość”, zarząd Fundacji już wcześniej dążył do spotkań z kierownictwem resortu kultury w celu wyjaśnienia sprawy, ale nie spotkał się z pozytywną odpowiedzią.

Wcześniej stosowana formuła
Były wiceminister kultury Jarosław Sellin krytycznie ocenia działania obecnego kierownictwa resortu, podkreślając, że taka formuła działania muzeum była wielokrotnie stosowana. – Ministerstwo kultury albo prowadzi muzea samodzielnie, albo współprowadzi je z organami samorządu terytorialnego lub z podmiotami NGO, które przedstawiły interesujące projekty, a ministerstwo uznało, że z punktu widzenia polityki państwa, polityki historycznej, polityki pamięci jest to ważne i cenne. Mamy więc Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego w warszawskim Wilanowie, współprowadzone z archidiecezją warszawską; Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku, współprowadzone z Fundacją Rodziny Piłsudskich; czy Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, współprowadzone ze Stowarzyszeniem Żydowski Instytut Historyczny – zwraca uwagę w rozmowie z nami Jarosław Sellin. Dlatego – w jego ocenie – działania kwestionujące istnienie toruńskiej instytucji, zmierzające do rozwiązania umowy są zupełnie bezpodstawne.

Otwarcie wystawy stałej w Muzeum „Pamięć i Tożsamość” planowane jest na październik, mimo że ministerstwo wcześniej wstrzymało wypłatę środków na ten cel. Cały czas można przesyłać protesty do ministerstwa kultury w obronie tej placówki. Resort już po raz trzeci przedłużył termin ich nadsyłania, tym razem do 31 lipca, z uwagi na to, że one ciągle napływają. Resort kultury poinformował, że planuje przygotować odpowiedź na akcję protestacyjną. Według prof. Janusza Kaweckiego akcja ta powinna trwać do chwili, aż postulaty zostaną uwzględnione, niezależnie od terminów określanych przez ministerstwo. – Protestujemy dlatego, że chcemy osiągnąć to, co jest w proteście napisane, i dlatego nie wstrzymujemy działań. Wysyłanie protestów powinno trwać cały czas, dopóki nie zostanie zrealizowane żądanie wyrażone w proteście Polaków – akcentuje prof. Janusz Kawecki

niezalenaJest wniosek obrony tracącego w areszcie wzrok Dominika B. do ETPC o wydanie tzw. zarządzenia tymczasowego o wypuszczenie go z aresztu. Prokurator Zok odciął rodzinie i obrońcom możliwość kontaktu z aresztowanym. Jego sytuacja to tylko jeden z przykładów, jak działają areszty wydobywcze obecnej władzy. Brat Jarosława Sellina znajduje się za kratami już 13. miesiąc. – Te areszty to powrót do czasów komunizmu i hańba na skalę Europy. Słowa Tuska i nominacja Żurka dowodzą, że takich represji będzie więcej – komentuje Marcin Warchoł, były wiceminister i minister sprawiedliwości.

Prokurator Karol Zok z nielegalnej Prokuratury Krajowej odmówił rodzinie kontaktu osobistego (widzenia) i telefonicznego. Jednocześnie nie reaguje na żądania obrońców o widzenie ze swoim klientem – ustaliła „Codzienna”.

W ten sposób tracący w areszcie wzrok Dominik B. został odcięty od kontaktów ze światem zewnętrznym po tym, jak kilka dni temu został przeniesiony do aresztu w Bytomiu. Prokurator Zok wydał taką decyzję po tym, jak lekarz więzienny sporządził notatkę służbową, w której informuje Zoka, że Dominik B. ze względu na stan zdrowia nie może przebywać w zwykłym areszcie, a jego jedyne widzące oko może wymagać natychmiastowej interwencji medycznej (informowaliśmy o tym szeroko w „Codziennej”).

ETPC na ratunek
– W zaistniałej sytuacji, kiedy wiadomo już po badaniach, że Dominik B. w każdej chwili może oślepnąć, a prokurator ignoruje jego stan, złożyliśmy wniosek do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka o wydanie tzw. zarządzenia zastępczego nakazującego Polsce uwolnienie z aresztu Dominika B. – informował wczoraj obrońca Dominika B. mec. Krzysztof Wąsowski.

Wniosek obrony opiera się na art. 39 europejskiej konwencji praw człowieka, który stanowi m.in.:

„Trybunał może w wyjątkowych przypadkach, na wniosek strony lub innej osoby zainteresowanej, albo z urzędu, wskazać stronom środek tymczasowy, jaki należy według niego zastosować. Takie środki, mające zastosowanie w przypadkach bezpośredniego ryzyka nieodwracalnej szkody dla prawa konwencyjnego, w razie zaistnienia której, ze względu na jej charakter, niemożliwe jest jej naprawienie, przywrócenie stanu poprzedniego lub zapewnienie odpowiedniego odszkodowania, mogą zostać przyjęte, jeżeli jest to konieczne w interesie stron lub właściwego przebiegu postępowania”.
– Z taką „nieodwracalną szkodą”, czyli utratą wzroku przez Dominika B., mamy tu do czynienia – podkreślają obrońcy aresztowanego.

13 miesięcy aresztu
Ślepnący za kratami Dominik B. jest jednym z wielu, których obecna władza trzyma lub trzymała w aresztach wydobywczych. Rekordzistą jest brat posła PiS Jarosława Sellina, który w areszcie przebywa już 13 miesięcy.

Został zatrzymany w czerwcu 2024 r. przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Według śledczych miał powoływać się na wpływy w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego (Jarosław Sellin był wiceministrem kultury w rządzie Zjednoczonej Prawicy i generalnym konserwatorem zabytków) przy załatwianiu pozwolenia na budowę hotelu w Międzyzdrojach czy dotacji na remont kościoła w jednej z parafii diecezji kaliskiej.

Sądy co trzy miesiące przedłużają mu areszt tymczasowy, a mężczyzna nadal czeka na postawienie zarzutów, te bowiem są rozszerzane przez prokuraturę przy okazji kolejnych wniosków o przedłużanie aresztu (tak jak było to w przypadku ks. Michała Olszewskiego i urzędniczek Ministerstwa Sprawiedliwości).

Maciej Strączyński – przez wiele lat zasiadający w zarządzie Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” – jeden z sędziów, którzy przedłużali areszt Ryszardowi S., bratu Jarosława Sellina, przyznał w rozmowie z dziennikarzami Interii, że zarzuty w tej sprawie są formułowane w sposób niejasny.

– Do dziś nie zostałem przesłuchany w tej sprawie – mówił nam wczoraj Jarosław Sellin. Tymczasem jeśli jego brat miał się powoływać na wpływy, to właśnie Jarosław Sellin powinien być w pierwszej kolejności przesłuchany przez prokuraturę pod kątem tego, czy brat wywierał na niego jakieś naciski.

Po ostatnim wyroku Sądu Apelacyjnego w Szczecinie w czerwcu Jarosław Sellin wydał oświadczenie: „Brat przebywa w areszcie od 20 czerwca ub.r., a więc już blisko rok (!), przy czym wobec wspomnianej decyzji sądu okres ten może obecnie ulec przedłużeniu do 15 miesięcy (!). Przez cały ten czas nie mam z nim żadnego kontaktu, nie znam też szczegółów dotyczącej go sprawy, niemniej jednak z oficjalnych komunikatów prokuratury wynika, że jest on podejrzany o przyjmowanie obietnic korzyści majątkowych z tytułu pośrednictwa w kontaktach m.in. ze mną, a więc byłym wiceministrem kultury i dziedzictwa narodowego i generalnym konserwatorem zabytków. Ze swej strony jestem głęboko przekonany o niewinności mojego brata i uważam, że niezawisły sąd oczyści go z wszelkich zarzutów. Aby jednak Ryszard mógł szukać sprawiedliwości przed sądem, konieczne jest zakończenie przez prokuraturę śledztwa, które w mojej opinii trwa zbyt długo, a już na pewno w jego toku w rażący sposób nadużywa się instytucji tymczasowego aresztowania. Z informacji pochodzących od obrońcy mojego brata wynika, że pomimo stosowania wobec niego wielokrotnie przedłużanego aresztu nie są z nim przeprowadzane praktycznie żadne czynności procesowe” – podkreślił Sellin w oświadczeniu.

Kolejna rozprawa, znów o przedłużenie aresztu, zaplanowana jest na 1 sierpnia. Obrońca Ryszarda S. wnosi o uchylenie aresztu i zastosowanie wobec niego wolnościowych środków zapobiegawczych.

Długa lista „wydobywczych”
– Areszty wydobywcze to powrót do czasów komunizmu w Polsce, to jest hańba na skalę europejską! Tym bardziej że lista „aresztantów wydobywczych” tej władzy jest niezwykle długa – mówi „Codziennej” były wiceminister i minister sprawiedliwości, prawnik karnista, poseł PiS Marcin Warchoł.

I przypomina:
„Mieliśmy ks. Michała Olszewskiego i urzędniczki resortu sprawiedliwości, mieliśmy Annę W., matkę chorego dziecka, które z powodu nieobecności matki chciało targnąć się na swoje życie. Wszyscy trzymani za kratami po to, by powiedzieć coś na swoich przełożonych czy osoby poprzedniej władzy i w zamian uzyskać wolność”.

– Areszty wydobywcze to była jedyna znana mi metoda pracy prokuratury za Adama Bodnara. Teraz jednak wydaje mi się, że zatęsknimy za byłym już ministrem, ponieważ pod wodzą nowego te formy represji ulegną zaostrzeniu – mówi mec. Michał Skwarzyński, pełnomocnik m.in. ks. Michała Olszewskiego i specjalista praw człowieka z KUL. Dodaje, że obecna władza doprowadziła do sytuacji, w której jedynym realnym strażnikiem praw człowieka w Polsce jest ETPC.

– Jak to się dzieje, że tak jak w przypadku Ryszarda S. czy w przypadku ks. Michała Olszewskiego, mimo słabego materiału dowodowego, sądy przedłużają te areszty? Dokonano skoku na sądy. Dokonywane jest manipulowanie składami sędziowskimi, tak by orzekały „swoje” składy sędziowskie. Ci sędziowie przychylni obecnej władzy zgadzają się na trzymanie ludzi za kratami, a władza wprowadziła wręcz instytucjonalną korupcję. Prezes KRS mówiła na posiedzeniu komisji sejmowej, że sędziowie potrafią otrzymywać dodatki dwukrotnie wyższe od podstawy ich wynagrodzenia! Sędziowie, którzy są awansowani i delegowani do spraw politycznych! W ten sposób machina aresztów wydobywczych się zazębia: prokuratura zamyka, właściwi sędziowie to legalizują – ujawnia Marcin Warchoł.

„Dorżnąć watahy”
Po ogłoszeniu nominacji jednoznacznie popierającego rząd sędziego Waldemara Żurka na ministra sprawiedliwości zapanowała euforia po stronie środowiska obozu Tuska. „Albo dorżniemy watahę, albo stracimy demokrację, jaką znamy. Okno możliwości zaczyna się zamykać” – napisał Bartosz Kramek.

„Nadzieja na sprawiedliwość i rozliczenie pisowskich afer. Ostrołęka, NCBiR, Fundusz Sprawiedliwości czy RARS. Nie ma czasu do stracenia. Pełne wsparcie, Panie Ministrze, powodzenia!” – to z kolei wpis Dariusza Jońskiego.

– Reżimy najbardziej krwawe były zawsze tuż przed swoim upadkiem i z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku tego reżimu – komentuje Warchoł i dodaje:

„W komunizmie na wszelkie kryzysy lekarstwem było więcej komunizmu i więcej represji. Tak jest także w przypadku polityki uprawianej przez Tuska”.

naTemat RGB bez tla– To nie jest żadna zmiana. Przestawiono kilka pionków na szachownicy. Nic z tego nie będzie – komentuje rekonstrukcję rządu Jarosław Sellin, były wiceszef resortu kultury. Wytyka, że nie zmienił się też podział wewnątrz resortów. Oto jak w PiS reagują na zmiany ogłoszone przez premiera Tuska. Gdy pytamy o nie polityków, słyszymy głównie kpiny i ironię. Politolog dr Anna Materska-Sosnowska ma jednak inne zdanie.

"Obraz nędzy i rozpaczy", "Pudrowanie upadku". Przekonaliśmy się, jak w PiS kpią z rekonstrukcji
"Obraz nędzy i rozpaczy", "Pudrowanie upadku". Przekonaliśmy się, jak w PiS kpią z rekonstrukcji Fot. Patryk Ogorzalek / Agencja Wyborcza.pl/Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.pl/montaż naTemat.pl
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej naTemat.pl
REKLAMA

Po wielu tygodniach spekulacji wreszcie wiadomo, którzy ministrowie pożegnali się ze swoimi resortami i kto zastąpił ich na stanowiskach. Rekonstrukcja rządu jest większa niż wielu się spodziewało. Przypomnijmy, liczba konstytucyjnych ministrów zmniejszyła się z 26 do 21 osób. Nie zabrakło też personalnych zaskoczeń. Wielu zwolenników rządu poczuło wiatr w żagle.

 

"Nowy skład rządu, nowa energia", "To wielka nadzieja na prawdziwe rozliczenia", "Sikorski i Żurek – awanse czytelne jak billboard wyborczy: idzie o funkcję, ale przede wszystkim o sygnał. I to mocny" – posypały się na X polityczne komentarze po stronie obozu władzy.

REKLAMA

Co myślą o rekonstrukcji w PiS?

– To nie jest żadna zmiana. To jest mieszanie tej samej wody w tej samej herbacie. Zasadnicze nazwiska pozostały te same. To lekka kosmetyka, przestawiono kilka pionków na szachownicy. Nic z tego nie będzie – reaguje w rozmowie z naTemat Jarosław Sellin, poseł PiS, były wiceszef Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Politycy PiS: "Obraz nędzy i rozpaczy", "Te nominacje są śmieszne"
Gdy pytamy polityków PiS o rekonstrukcję rządu, spotykamy się głównie z ironią i kpinami. Słyszymy, jak bagatelizują zmiany, wyśmiewają się z ministerialnych nominacji, kpią z rządu i mówią, że to wszystko po to, żeby jeszcze bardziej iść na wojnę z PiS.

Niby nic zaskakującego, nikt nie spodziewa się, że w PiS nagle nastąpi zwrot o 180 stopni. Ale nawet w nieoficjalnych rozmowach zachowują się tak, jakby na hasło "rekonstrukcja" tylko wzruszali ramionami.

– Jest zaskoczenie, że da się sformułować jeszcze słabszy rząd niż był dotychczas. Wydawało się, że niżej upaść się nie da, a jednak jeszcze dół w tym dnie udaje się wykopać. Te nominacje są śmieszne – mówi naTemat Michał Moskal, poseł PiS, wcześniej szef gabinetu politycznego Jarosława Kaczyńskiego.

Paweł Szrot, poseł PiS, były szef Gabinetu Prezydenta RP twierdzi, że to "wspaniała sprawa". Nie przebiera w słowach.

– To dalszy ciąg gnicia tego rządu. Nie rokujący żadnej nadziei na poprawę. Z jednej strony jest to żenujące. Z drugiej należy to czytać jako odruch rozpaczy i panicznego działania w obliczu praktycznie nieuchronnej klęski tego rządu, która nastąpi prędzej czy później – mówi.

Arkadiusz Mularczyk, europoseł PiS, ocenia tak: – Dla mnie jest to obraz nędzy i rozpaczy. Pudrowanie upadku koalicji. Większość tych ludzi kompletnie nie ma kwalifikacji i kompetencji. Bardzo wielu z nich to ludzie z przypadku. Mam wrażenie, że trochę z łapanki. To rząd na przetrwanie i scementowanie koalicji niż na jakieś szarpnięcie do przodu.

– Co to za zmiana? Co to zmienia? Proszę powiedzieć, co się zmieni? Co pomoże zmiana konia, jak wóz się przewraca? Zmienimy konia, ale i tak nie będzie go ciągnął – reaguje jeden z parlamentarzystów.

Twierdzi, że żadne z nowych nazwisk ich nie szokuje i niczego nie zmienia. – To pokazuje raczej słabość tego rządu. To, że Kierwiński wraca jest śmieszne, bo niczym się nie wykazał. Co zmienia, że zrobili Sikorskiego wicepremierem? Chyba tylko to, żeby nie przeskoczył Tuska. Wszyscy podchodzimy do tej rekonstrukcji z ironią. Bez żadnego strachu. Z tych zmian nic nie wynika – kpi polityk.

Co to pokazuje? Co naprawdę może kryć się pod takimi reakcjami?

Politolog: – To była duża rekonstrukcja. Myślę, że paroma kwestiami są w PiS zaskoczeni
– Sami sobie wystawiają świadectwo, mówiąc to, co mówią. Cóż mają powiedzieć? Taką strategię przyjęli i takiej się trzymają. Wilcze prawo opozycji. Nie spodziewam się, żeby opozycja powiedziała coś pozytywnego. Muszą tak mówić. Ale zgadzam się, że im bardziej chcesz coś wykpić, czy wyśmiać, tym większe pokazuje to zagrożenie. Myślę, że paroma kwestiami są w PiS zaskoczeni – komentuje w rozmowie z naTemat dr Anna Materska-Sosnowska, politolog z UW.

Politolog podkreśla, że to była bardzo trudna, wieloskładnikowa, rekonstrukcja, z precyzyjnymi cięciami. Jeśli chodzi o koalicjantów, nikt w niej nie ucierpiał.

– Koalicjanci wręcz dostali wsparcie i tlen. Trudniej więc będzie opozycji rozbijać poszczególnych posłów, przekupywać ich, czy pozyskiwać. Po drugie Waldemar Żurek, Jolanta Sobierańska-Grenda oraz Marcin Kierwiński to osoby, które bezpośrednio mogą wchodzić PiS w paradę. Szarpnięcia mogą być też przy superresorcie gospodarczym i Ministerstwie Energii, które PiS sam stworzył, a potem od niego odeszli. Jest tu jakiś potencjał – komentuje dr Materska-Sosnowska o nowym składzie gabinetu Tuska.

W odniesieniu do lekceważących komentarzy PiS, że rekonstrukcja "nic się zmienia", mówi: – To była duża rekonstrukcja. Moim zdaniem lepsza niż się spodziewałam i niż zapowiadano. Czy wywraca stolik? Na pewno nie. Czy jest trzęsieniem ziemi? Nie. Ale jest to skład z potencjałem.

"Panika i skrajne nerwy Pisowców". W PiS żarty i kpiny
Przypomnijmy, rekonstrukcja została ogłoszona 23 lipca rano. Tu podajemy wszystkie zmiany w resortach i nowy skład Rady Ministrów. Podczas prezentacji nowych ministrów ze strony Tuska padło wiele ostrych słów i zapowiedzi.

– Żadna porażka, nawet ta w wyborach prezydenckich nie usprawiedliwia myśli o przegranej. Czas traumy dzisiaj się kończy. Nie ma żadnego powodu, by uznać po jednej porażce, że przegraliśmy ważną batalię. Nikt nie ma immunitetu politycznego. Jeśli komuś nie będzie pasowało, pożegna się ze swoją pracą – przemawiał.

Na rekonstrukcję szybko zareagowała giełda i złoty. PiS w mediach społecznościowych też mocno dał o sobie znać. "Panika i skrajne nerwy PiSowców pokazują, że nie jest to taka "nieistotna", "kosmetyczna" rekonstrukcja" – komentował na X europoseł Krzysztof Brejza.

Przypomnijmy, kilka kluczowych zmian. Na czele Ministerstwa Sprawiedliwości staje sędzia Waldemar Żurek. Marcin Kierwiński wraca na stanowisko szefa MSWiA. A Jolanta Sobierańska-Grenda pokieruje Ministerstwem Zdrowia.

Nowym ministrem rolnictwa i rozwoju wsi został Stefan Krajewski, a Ministerstwem Energii pokieruje Miłosz Motyka. Nową ministrą kultury i dziedzictwa narodowego będzie zaś Marta Cienkowska – wcześniej Aleksandra Leo odrzuciła propozycję premiera.

Co myślą o konkretnych nominacjach politycy PiS?

Politycy PiS: – To oznacza powrót do pełnoskalowej Girtychiady. Wygląda to komicznie
– To osoby bez żadnego znaczenia politycznego. Nie nadające się do tego, żeby coś zrealizować – mówi Michał Moskal.

– Wygląda to komicznie. To wygląda jak schyłek tych rządów. Bardzo dobrze, że się kończą, tylko szkoda, że w tak żałosnym stylu. To smutny obraz naszego kraju, że ludzie na takim poziomie będą pełnić tak ważne dla Polski funkcje. Dla mnie szokujący jest sędzia Żurek. Jest skrajnie niepoważny, już nie mówiąc o tym, że jest bojownikiem politycznym. To pokazuje, że ta władza idzie dalej w wariackim pędzie wyznaczonym przez Romana Giertycha dalej. Dobrze, że to idzie prosto na ścianę – mówi.

– Z triumwiratu trzech najbardziej nieudolnych pań minister, czyli Barbary Nowackiej, Izabeli Leszczyny i Pauliny Hennig-Kloskiej odchodzi tylko Leszczyna. Mamy nominację skompromitowanego Kierwińskiego na szefa MSWiA i Motyki na ministra ds. energii. I wisienkę na torcie – Bodnara zastępuje sędzia Żurek. To oznacza powrót do pełnoskalowej Girtychiady. Minister Bodnar miał niejakie skrupuły przed pogrążaniem się w te odmęty szaleństwa – komentuje Paweł Szrot.

"Niczego więcej po sędzim Żurku na stanowisku ministra sprawiedliwości się nie spodziewam"
Pytamy, czego spodziewają się po ministrze Żurku, który ma opinię niezłomnego sędziego, był represjonowany w czasach Zbigniewa Ziobry i był jednym z jego największych krytyków.

Nikt nie szczypie się w język.

– Więcej polityki w stylu Giertycha i redaktora Pińskiego, u którego sędzia Żurek był stałym bywalcem. Niczego więcej się po nim nie spodziewam – mówi poseł Szrot.

– Wymiar sprawiedliwości ma dziś poważne wyzwania, np. w kwestii przyspieszenia postępowań sądowych. Ale na tym obszarze nie spodziewałbym się jakiegość konstruktywnego działania. Tego Żurek nie zapewni, bo będzie angażował się w spory środowiskowe i eskalował napięcia – uważa Arkadiusz Mularczyk.

Europoseł PiS mówi o nim, że to bardzo kontrowersyjny aktywista sędziowski. Zna wymiar sprawiedliwości, ale wokół niego toczyło się bardzo wiele postępowań. Głośno było też o jego sprawach rodzinnych.

– Nie wiem, czy takie osoby mają kwalifikacje moralne, żeby pełnić tak ważne funkcje. Myślę, że pan Żurek nie jest osobą o nieskazitelnym charakterze. Jego nominacja pokazuje, że intencją jest dalej szarpanina z opozycją. Być może uznano, że będzie skuteczniejszy niż Bodnar – uważa.

 

 

Jarosław Sellin uważa, że jeśli będzie to "gabinet wojenny", to "skończą tak samo jak 1 czerwca".

– A dopóki premierem jest Tusk, to tak jest. On jest zainteresowany przede wszystkim wojną z PiS, annihilacją PiS i rozliczaniem PiS nie wiadomo za co. Chyba że za to, że na 8 lat odebraliśmy elitom lewicowo-liberalnym władzę rządową, a teraz okazuje się, że na 15 lat, w sposób ciągły, władzę prezydencką – mówi.

W kontekście rekonstrukcji Jarosław Sellin zwraca uwagę jeszcze na jedną rzecz, której mu zabrakło – patrząc z perspektywy polityka, który przez wiele lat był sekretarzem stanu w ministerstwie i wie, jak to funkcjonuje.

– Tam ciągle pozostaje podział wewnątrz resortów. Moim zdaniem jest on absurdalny – wytyka.

O co chodzi?

Sellin: – Ten rząd wewnątrz to oddzielne, silosowe księstwa
– Jeśli minister główny, konstytucyjny, nie może sobie dobrać wiceministrów albo na przykład jeśli nie może ich wyrzucić, gdy się nie sprawdzają, ponieważ każdy wiceminister jest z innej partii koalicyjnej, to nie rozumiem, jak można tak zarządzać rządem – mówi.

Bo minister, jeśli jest niezadowolony z wiceministra, może od niego usłyszeć: "I co z tego, że jesteś ze mnie niezadowolny? I tak nie możesz mnie odwołać, ponieważ jestem z partii koalicyjnej, więc bez uzgodnienia z liderem partyjnym i tak nie możesz mnie ruszyć". To oznacza, że ten rząd wewnątrz to oddzielne, silosowe księstwa.
Jarosław Sellin
poseł PiS

– Na przykład w Ministerstwie Kultury jest kilkanaście departamentów. Każdy wiceminister dostał po kilka. Jest księstwo Lewicy, PSL, Polska 2050, czy PO. Ministerstwo jest wtedy absolutnie niesterowalne. Żaden minister konstytucyjny nie może tak prowadzić resortu. I nawet tego nie zmieniono. Co to jest więc za rekonstrukcja? – pyta.

Nie widzi problemu, że rząd jest koalicyjny, a koalicja trudna.

– Gdyby 18 ministerstw podzielono na przykład w taki sposób, że 10 jest dla PO, 3 dla PSL, 2 dla Hołowni i 2 dla Lewicy, to każda partia miałaby w pełni resort w swoich rękach. I inaczej by to funkcjonowało – uważa.

©2005 - 2025 Jarosław Sellin. All Rights Reserved. Designed By JoomShaper

Search