
Artykuły i wywiady
19 września - Mosty - uroczystość ku czci obrońców Kępy Oksywskiej
20 września - Stały Komitet Rady Ministrów
- spotkanie w 12-lecie Gazety Polskiej Codziennie
21 września - konferencja „Premierzy i ministrowie RP 1918-1939”
22 września - Gdańsk - Kongres Studiów Białoruskich
- Sopot - 23 Międzynarodowy Festiwal im. M.Fołtyn
23 września - Pręgowo - 700-lecie wsi
24 września - Gdynia - spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim
- Tczew - Sambor Jazz Festiwal
26-27 września - Malbork - konferencja „Ochrona i konserwacja zabytkowych obiektów sakralnych”
27-30 września - Gdynia - Festiwal "Niepokorni Niezłomni Wyklęci"
27 września - Malbork - wystawa „Czarna i biała legenda Zakonu Krzyżackiego”
28 września - otwarcie Muzeum Historii Polski
29 września - Sopot - finał Kursu Mistrzowskiego dla Śpiewaków
- Gdańsk - Festiwal Organy Plus+
23.09.2023 Wulgarne i pełne nienawiści hasła na samochodzie znajomego Agnieszki Pomaski
Minister Sellin w swoich social media udostępnił zdjęcia Agnieszki Pomaski, która stoi przy samochodzie oklejonym bardzo wulgarnym hasłem w kierunku wyborców partii rządzącej. Czy jakikolwiek polityk powinien dawać przyzwolenie na takie zachowania?
Incydent upublicznił i skomentował Jarosław Sellin, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego.
- Z miłością do... Jedynka Platformy Obywatelskiej Agnieszka Pomaska i jej zwolennicy w akcji. Tacy ludzie chcą rządzić Polską. Chyba sprezentuję jej kodeks ruchu drogowego, bo na wychowanie już za późno - napisał minister Sellin na X.
Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź ze strony poseł Pomaski. Spytana w komentarzu przez użytkownika X "Tak Pani traktuje obywateli?" odpowiedziała:
- Ja? To nie moje auto, ale o traktowanie obywateli proszę lepiej pytać funkcjonariuszy z TVP - odpowiedziała Agnieszka Pomaska, posłanka na Sejm RP.
Spytaliśmy Agnieszkę Pomaską, czy nie ma nic przeciwko, aby jej wyborcy poruszali się samochodami z takimi hasłami. Oto odpowiedź, jaką uzyskaliśmy:
- Jestem przeciwko finansowaniu szczucia, kłamstw i propagandy w telewizji za 3 miliardy złotych rocznie z publicznych pieniędzy. Nie wiem, kim był kierowca samochodu ze zdjęcia, ale obca mi jest filozofia cenzury, której przyklaskuje pan Gliński z panem Sellinem - mówi Agnieszka Pomaska, posłanka na Sejm RP.
Innego zdania jest autor zdjęcia, który powiedział "Dziennikowi Bałtyckiemu", że z jego perspektywy Agnieszka Pomaska wiedziała do czyjego samochodu idzie.
- Drzwi od samochodu się otworzyły, a pani Pomaska była bardzo uśmiechnięta, na przywitanie pocałowali się w policzek. Nie ma opcji, żeby pani poseł nie widziała tego napisu, ponieważ szła od tyłu pojazdu. Jestem przekonany, że wiedziała do czyjego samochodu szła, potwierdza to ich czułe przywitanie - mówi nam autor zdjęcia, który chciał pozostać anonimowy.
Michał Urbaniak z Konfederacji podkreśla, że nie wszyscy potrafią pokazywać swoje poglądy polityczne w sposób "nieuwłaczający godności człowieka cywilizowanego". Sam niejednokrotnie spotkał się z wyzwiskami i uważa, że nie da rady uchronić od tego debaty publicznej.
- Działacze totalnej opozycji słyną z wulgarnego języka. Warto zauważyć, że jednym z haseł demonstracji sprzed kilku lat było hasło o szybkim oddaleniu się w formie bardzo nieparlamentarnej i ci ludzie to wspierali - mówi Michał Urbaniak, poseł na Sejm RP z Konfederaci. - PiS zasłużył sobie na to, by odsunąć go od władzy, ale jak widać, niektórzy nie potrafią o tym mówić w sposób nieuwłaczający godności człowieka cywilizowanego. Sam niejednokrotnie spotkałem się z wyzwiskami i podejrzewam, że nie uchronimy od tego debaty publicznej w pełni - dodał poseł.
Samuel Pereira, szef portalu tvp.info spytał na X Agnieszkę Pomaskę:
- A ja panią spytam jak wam nie wstyd promować nienawistne hasła wobec wyborców o odmiennych poglądach, zamiast wykazać się odwagą i takie hasła potępić? Jak długo jeszcze będziecie niewolnikami Silnych Razem? - napisał w social media Samuel Pereira.
Użytkownicy X nie zostawiają na posłance "suchej nitki".
- Rozsiewacie hejt i nienawiść do drugiego człowieka, gardzicie ludźmi, którzy na was nie głosują, wspieracie KODziarzy, lotne brygady i inne patologie, a potem mówicie o miłości do innych, uśmiechaniu się, szacunku itp.; wasza hipokryzja wybija wszystkie skale, co oczywiście bardzo dobrze widać - napisała użytkowniczka X.
22.09.2023 Jest umowa na budowę Centrum Medycyny Pediatrycznej w UCK
Powstanie w Gdańsku Centrum Medycyny Pediatrycznej staje się faktem. W piątek w Gdańsku podpisano umowę na ten cel, opiewającą na niemal 300 milionów złotych. O powstanie takiego Centrum od lat apelowali lekarze, samorządowcy, politycy różnych opcji i prezydent Andrzej Duda. Placówka ma powstać do 2027 roku.
W miejscu wyburzonych budynków na terenie UCK w Gdańsku powstanie Centrum Medycyny Pediatrycznej. Pieniądze na jego budowę pochodzą z Funduszu Medycznego stworzonego przez prezydenta Andrzeja Dudę w 2020 roku. Na konkurs pediatryczny przeznaczono ponad 3 miliardy złotych, z tego prawie 300 milinów otrzymało gdańskie centrum.
Podczas spotkania wręczono też czek na ponad 11 milionów złotych na modernizację Szpitalnego Oddziału Ratunkowego.
Z Funduszu Medycznego przeznaczono też ponad 7 milionów złotych na odział jednego dnia.
21.09.2023 Szokujący film Holland. Sellin: na festiwalu w Moskwie lub Mińsku zdobyłby wszystkie nagrody
- Stawiam tezę, że gdyby pani Agnieszka Holland miała możność wysłania filmu "Zielona granica" na jakiś międzynarodowy festiwal filmowy do Mińska, albo do Moskwy, to zdobyła by tam wszystkie nagrody - mówił w Programie 3 Polskiego Radia Jarosław Sellin, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego.
W internecie pojawiły się fragmenty filmu fabularnego Agnieszki Holland "Zielona granica". W scenie opublikowanej na Twitterze widać m.in., jak Straż Graniczna przerzuca kobietę nad ogrodzeniem z drutu kolczastego czy też celowo rani innego z nielegalnych przybyszów. Podczas gdy to migranci już od miesięcy łamią wszelkie możliwe przepisy, atakując polskich funkcjonariuszy na granicy, reżyserka w swoim najnowszym obrazie ukazuje tę sytuację zgoła odmiennie.
Do opublikowanych w sieci fragmentów odniósł się w Programie 3 Polskiego Radia Jarosław Sellin, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego.
- Stawiam tezę, że gdyby pani Agnieszka Holland miała możność wysłania filmu "Zielona granica" na jakiś międzynarodowy festiwal filmowy do Mińska, albo do Moskwy, to zdobyła by tam wszystkie nagrody. Ten film się tam podoba, bo idzie oczywiście w sukurs tej całej kłamliwej propagandzie rosyjsko-białoruskiej na temat tego, co się dzieje na polsko-białoruskiej granicy. Została stworzona taka typowa stereotypowa propaganda. Można mówić tutaj o ojkofobii. To jest niechęć do własnego gniazda, niechęć do własnej ojczyzny, do własnych rodaków - mówił Sellin.
Wiceminister przypomniał jak trudna jest służba w Straży Granicznej.
- My wiemy w rządzie, że każdego dnia, każdy strażnik graniczny idąc na służbę, żegna się ze swoją rodziną bez pewności, czy go jakieś nieszczęście nie spotka. Przeżywa to też każdego dnia rodzina strażnika. Tak wygląda ofiarność i służba polskich strażników granicznych - zaznaczył gość Trójki.
19.09.2023 "Czas rozpocząć politykę twardej obrony granic". Sellin o kryzysie migracyjnym
- Od 2015 roku, czasu pierwszej fali emigrantów - a dziś mamy sytuację, która zaczyna być porównywalna do tamtej - elity europejskie o wrażliwości raczej lewicowo-liberalnej nie wymyśliły dobrego rozwiązania tego problemu. A on rozsadza Europę od wewnątrz. One zaś nie są zdolne do zaproponowania twardej polityki w tej sprawie - mówił w Polskim Radiu 24 Jarosław Sellin, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego.
Dwa dni temu przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, odwiedziła włoską wyspę Lampedusa, na którą w ostatnich dniach trafiło ponad 8,5 tys. migrantów - więcej, niż stanowi populacja wyspy. Ursula von der Leyen wezwała państwa członkowskie Unii, aby wykorzystały dobrowolny mechanizm solidarnościowy i zabrały migrantów z Włoch. Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że rząd przyjmie uchwałę, w której wyrazi sprzeciw wobec nielegalnej imigracji. Propozycję Ursuli von der Leyen premier określił mianem "fatalnej".
Nielegalni imigranci ekonomiczni
Jarosław Sellin zwrócił uwagę, że nie mamy w większości przypadków do czynienia z uchodźcami. - My przyjęliśmy prawdziwych uchodźców wojennych od lutego ub. roku z Ukrainy, chyba nikt nie miał wątpliwości, że to są uchodźcy wojenni, a nie nielegalni imigranci ekonomiczni. Większość ludzi z Afryki czy Azji, którzy próbują przedostać się do Europy, to nielegalni imigranci ekonomiczni (…). Elity, które rządzą dzisiaj UE, z Ursulą von der Leyen jako ich symbolem, nie są zdolne do zaproponowania skutecznej i rozsądnej polityki powstrzymującej ten proces - zauważył.
"Wola narodu polskiego"
- Wraca propozycja relokacji uchodźców po wszystkich krajach UE, (…) innego pomysłu nie ma. Dlatego tak ważne jest referendum 15 października, bo przypuszczam, że pod koniec jesieni będzie znowu przeprowadzana ta absurdalna propozycja legislacyjna w KE. Jeżeli będziemy mogli położyć na stole wolę narodu polskiego, sprawdzaną milionami głosów, to będziemy mieli podstawę do tego, by mówić, że to naród polski się na to nie zgadza, nie tylko elita polityczna - podkreślił.
"Twarda obrona granic UE"
Jak zaznaczył wiceminister kultury, potrzebne jest inne spojrzenie na kwestię obrony granic Unii. - Czas najwyższy rozpocząć politykę zamkniętych granic Unii Europejskiej, twardej obrony granic, tak jak my to robimy na granicy polsko-białoruskiej, bo to jest ten sam problem, tam podobni ludzie próbują forsować tę granicę, młodzi mężczyźni z krajów Azji i Afryki, tak samo jak to widzimy na Lampedusie i wyspach greckich, to ten sam problem - ocenił.
17.09.2023 Grodzki z zarzutami obrońcą uczciwości
Jarosław Sellin był gościem red. Tomasza Sakiewicza w programie "Polityczna kawa"
15.09.2023 J. Sellin o filmie A. Holland, D. Tusku i wyborcach PiS na Pomorzu
Platforma przesadza z różnymi zagrożeniami. Państwo polskie działa, to co opowiada opozycja to wielka bajka, próbują mieszać Polakom w głowach. PO opowiada kłamstwa, które mają osłabić rządy Prawa i Sprawiedliwości'' mówi Jarosław Sellin wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Film ,,Zielona granica’’ - gdyby był międzynarodowy festiwal w Moskwie, czy Mińsku, to prawdopodobnie film Holland zdobywałaby tam nagrody i uznanie. Na ten film nie przeznaczono polskich środków, tylko czeskie - dodaje Sellin
14.09.2023 Dzieła sztuki wracają do domu
O prawdziwych elitach, które są w Polsce lokalnej, zasadach przyznawania dotacji i odzyskiwaniu skradzionych dzieł sztuki mówi wiceminister kultury i dziedzictwa
narodowego Jarosław Sellin.
Gdy Prawo i Sprawiedliwość objęto rządy w 2015 r., Ministerstwo Kultury zapowiedziało, że jednym z jego celów będzie budowanie i wspieranie
nowych elit. Udało się?
Kiedy mówimy o elitach, odwołujemy się do tradycji polskiej inteligencji, która zawsze miała poczucie misji wobec wspólnoty, jaką jest naród polski. Problem
polega na tym, że duża część naszej inteligencji została wymordowana w czasie II wojny światowej i komunizmu, doświadczała prześladowań i blokad rozwojowych.
W efekcie obecnie mamy do czynienia z elitami, które od tego etosu odeszły. One interesują się tylko samorozwojem, autopromocją, są dosyć egoistyczne, a ze
wspólnotą niekoniecznie mocno się utożsamiają albo wręcz są zawstydzone czy maj ą kompleksy z powodu tego, że z tej wspólnoty się wywodzą.
Jak rozumiem, przez ostatnie osiem lat budowaliście elity odwołujące się do etosu inteligenckiego. Z jakim efektem?
W powszechnym odbiorze do elit w sferze kultury zalicza się ludzi z okładek kolorowych gazet, celebrytów, ale to nie jest prawda. Bardzo często, jeżdżąc po
kraju na różnego rodzaju wydarzenia kulturalne, spotykam się z lokalnymi elitami nieznanymi w skali ogólnopolskiej, które ten etos inteligencki zachowały i są
wdzięczne państwu polskiemu, że zostały dostrzeżone i mają naszą pomoc np. w postaci różnych grantów. Wspieramy ich aktywność publiczną, kulturalną,
przypominając lokalne fenomeny, historie związane z polityką pamięci itd. Takich aktywności jest naprawdę dużo, a były przedtem słabo dostrzegane i wspierane
przez centralne organy władzy publicznej. My to robimy.
Elity odwołujące się do etosu inteligenckiego istnieją, ale nie są wypromowane?
Dokładnie tak. Dostrzegam nawet różnice między językiem, którym rozmawiamy z elitami prowincjonalnymi, a językiem używanym przez tych, którzy uważają się za
elity. Słyszymy go na przykład na pewnych spotkaniach przedwyborczych. Język wulgarny, wyrażany na banerach, również w przekazie ich lidera, z którym się
utożsamiają. Na spotkaniach lokalnych elit z takim językiem się nie spotykam. Wspieramy również twórców, których sytuacja jest trudna, gdyż byli przez polskie
państwo zaniedbywani.
O jaką grupę chodzi?
Jako pierwsi policzyliśmy, ilu w Polsce jest twórców, którzy żyją wyłącznie z pracy artystycznej, a nie z tego, że mają na przykład etaty w jakichś instytucjach. Jest to
80 tys. osób. One żyją w nie najlepszych warunkach, bo najpierw muszą zainwestować, potem coś wytworzyć i to sprzedać. Staramy się tym ludziom pomóc przez system stypendialny, różnego rodzaju granty. Mamy dopracowany system zabezpieczenia społecznego dla nich, łącznie z systemem emerytalnym, bo oni w ciągu całego życia nie odkładają odpowiedniej kwoty do ZUS, aby mieć godną emeryturę. Wdrożenie tych rozwiązań to zadanie na przyszłą kadencję.
Ludzie kultury, najczęściej aktorzy, skarżą się publicznie na bardzo niskie emerytury i żalą się, że nie mają z czego żyć, a przecież wśród nich jest wielu znanych artystów, którzy bardzo dobrze zarabiali.
Wysokie zarobki twórców to mit. Artyści bardzo często przez całe życie nie mieli dużych dochodów. Z tych 80 tys. twórców jedynie 5 tys. stanowią ludzie zamożni,
reszta żyje na poziomie poniżej średniej krajowej. Tylko że oni są niewidoczni, nie przeczytamy o nich w kolorowych gazetach czy na plotkarskich stronach.
Ministerstwo podaje, że przeprowadziło ponad 300 inwestycji w obszarze muzealnym, wiele placówek zostało podniesionych do rangi muzeów narodowych, środki otrzymało także ponad 300 bibliotek. Opozycja ocenia to jako centralizację kultury, której celem jest propagowanie wizji rządu, a nie wspieranie lokalnych elit.
Gdy dzisiejsza opozycja rządziła, pozwalała okradać polski budżet, czyli nasze wspólne pieniądze, przez mafie VAT-owskie, mafie paliwowe, i dlatego w ostatnim
roku jej rządów - 2015 - miała niecałe 300 mld złotych w budżecie państwa. My, dzięki temu, że rozprawiliśmy się z tymi przestępstwami, mamy dziś w budżecie
prawie 700 mld zł. To również przekłada się na kulturę. Gdy obejmowaliśmy ministerstwo, jego budżet wynosił niecałe 3 mld zł, dzisiaj wynosi grubo ponad 6
mld zł, czyli o 100 proc. więcej. To oznacza, że stać nas na różnego rodzaju programy grantowe, których mamy ponad 30. One dotyczą każdego rodzaju
aktywności artystycznej, czy w dziedzinie dziedzictwa narodowego, jaką można sobie wyobrazić. Każdy, kto prowadzi tego rodzaju aktywność, może po nie sięgać.
To nie ma nic wspólnego z centralizacją czy narzucaniem czegokolwiek, tylko z realną aktywnością, która jest warta wsparcia.
Przedstawiciele środowiska artystycznego, którzy są zwolennikami idei lewicowo-liberalnych, oskarżają ministerstwo o to, że ich dyskryminuje, że przy przyznawaniu dotacji stosuje kryteria polityczne. Bardzo aktywna w formułowaniu takich tez jest na przykład Krystyna Janda.
W czasach rządów postkomunistów czy liberałów oni się przyzwyczaili, że otrzymają środki na realizację każdego swojego pomysłu. My tak nie myślimy. Są artyści dotąd nie-zauważani, którzy mają inne propozycje, inne aktywności, a my ich dostrzegamy. Te zarzuty mogą brać się również stąd, że w różnych dziedzinach artystycznych są ludzie, którzy uważają się za liderów upoważnionych do tego, żeby decydować, kto z ich środowiska powinien dostawać wsparcie od państwa, a kto nie. Jeśli minister podejmuje inne decyzje, niż oni się spodziewają, robią hałas, że to jest nieuprawnione, niewłaściwe itd. My mówimy o korekcie, nie jest prawdą, że teraz dostają ci, a drudzy nie, i to jest do udowodnienia. Na przykład pani Janda uzyskuje granty, ale nie w takiej wysokości, jakiej się spodziewa. Każdy film znajdujący się na liście ocenianych na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w
Gdyni, z naprawdę małymi wyjątkami, otrzymał dofinansowanie ze środków publicznych, a to są często filmy, które niekoniecznie muszą podobać się konserwatywnej opinii publicznej.
Ministerstwo zajmuje się też dziedzictwem narodowym, m.in. wspiera remonty zabytków, w tym sakralnych.
Opozycja stawia zarzut, że PiS chce w ten sposób uzyskać poparcie Kościoła. Jak Pan odniesie się do tych oskarżeń?
Zabytki są jednym z najważniejszych elementów naszego dziedzictwa narodowego, które mamy obowiązek chronić, bo zostawili je nam przodkowie. Naszym obowiązkiem jest przekazanie tego dziedzictwa w dobrym stanie naszym potomkom. W krajowym rejestrze zabytków nieruchomych jest 80 tys. obiektów, z czego ok. 18 proc. to zabytki sakralne, a w ewidencjach lokalnych jest ich 400 tys., więc to jest duży zasób. Jeżeli państwo decyduje się na tworzenie rejestru i ewidencjonowanie, to ma obowiązek wspierać opiekę nad nimi, bo nie można właściciela zostawić samego. To naturalne, że w tym rejestrze jest bardzo dużo obiektów sakralnych, bo taka jest polska historia. Wspieramy zabytki znajdujące się w rejestrze niezależnie od tego, kto jest ich właścicielem - czy osoba prywatna, czy samorządy. Nasi poprzednicy przeznaczali na ten cel rocznie 80 mln zł na całą Polskę, my - 250 mln zł. Skorzystało z tych środków 5,5 tys. obiektów. Do tego w ramach Polskiego Ładu na rządowy program odbudowy zabytków wygospodarowaliśmy 3,5 mld zł na zabytki pod opieką samorządów, z których już skorzystało 4,8 tys. obiektów. Każdy samorząd może składać wnioski, na co chce, oczywiście w swoim obszarze terytorialnym. Te wnioski są również składane przez podmioty kościelne, proboszczów. Dlaczego nie mamy ich wspierać, skoro są na to środki. Dla każdego Polaka mieszkającego w małym miasteczku czy na wsi, obojętnie, czy chodzi do tego kościoła, czy nie chodzi, czy jest wierzący, czy niewierzący, jest ważne, aby te obiekty były zadbane, ładne, piękne, żeby nie przynosiły wstydu. Tym bardziej że są one dostępne do zwiedzania dla każdego. Jeżeli jest zadbany zabytek, który można wypromować i przyciągnąć w ten sposób turystów, to korzysta na tym cała społeczność, bo turysta zajrzy przy okazji do lokalnej kawiarni, restauracji, może zamówi miejsce w hotelu, a będzie to korzystne dla tych, którzy niekoniecznie są religijni.
W ramach dziedzictwa narodowego ministerstwo zajmuje się także odzyskiwaniem skradzionych dzieł sztuki. Jak ten proces przebiega?
Według szacunków po woj nie zginęło z polskich kolekcji około pół miliona dzieł, co stanowi ok. 50 proc. zbiorów państwowych. prywatnych i kościelnych. Była to hekatomba niespotykana w dziejach Polski na przestrzeni tysiąca lat. W ministerstwie mamy specjalny departament, który zajmuje się wyłącznie restytucją dóbr kultury. Świetnie opracował 67 tys. dzieł, których szukamy na całym świecie.
Jeżeli jakieś znajdziemy, to możemy położyć na stole obszerną, nawet kilkusetstronicową dokumentację każdego z nich. To nie jest sprawa między państwami, tylko między naszym departamentem a instytucją, która dzisiaj jest właścicielem ukradzionego obiektu. To może być osoba prywatna, muzeum czy nawet kościół, np. gdzieś w Niemczech, który ma dzwon pochodzący z Polski. W każdym przypadku odzyskiwanie odbywa się indywidualnie. Często reakcją obecnych właścicieli są wyrzuty sumienia, w efekcie oddają przedmiot bez żadnych
dyskusji. Czasem trzeba jednak negocjować, bo ktoś sprawował opiekę nad tym obiektem, np. przeprowadził konserwację, co kosztowało i trzeba za to zapłacić. W ostatnich ośmiu latach odzyskaliśmy ponad 700 dzieł, co oznacza niezwykłe przyspieszenie, bo wcześniej było ich dużo mniej. To odbywa się szybciej z roku na rok, gdyż zmieniają się na korzyść okoliczności. Każda aukcja na świecie jest publiczna, udostępniana w internecie, i zawsze możemy sprawdzić, co zostanie wystawione na sprzedaż. Jeśli znajdziemy obiekt z naszego katalogu, możemy szybko zareagować. Część skradzionych dzieł jest w magazynach muzealnych, gdyż średnio tylko pięć procent jest pokazywanych na wystawach stałych. Obecnie
coraz częściej muzea cyfryzują swoje zbiory, pokazują, co mają w tych magazynach, i tam też szukamy. Aktualnie złożyliśmy w różnych krajach kilkadziesiąt wniosków restytucyjnych.
13.09.2023 Przerwana odbudowa mostu w Tczewie może znów ruszyć
Przerwana cztery lata temu odbudowa mostu w Tczewie może teraz znów ruszyć. Pomorski konserwator zabytków spotkał się w tej sprawie z projektantami rekonstrukcji. Jeśli projekt uzyska akceptację, a starostwo powiatowe uzyska środki na wkład własny, wówczas prace będą mogły zostać wznowione.
To kolejny krok w kierunku odbudowy zabytkowego mostu tczewskiego. Otwarta w połowie XIX wieku konstrukcja została zniszczona we wrześniu 1939 roku. Ostatnie próby jej odbudowy podjęto cztery lata temu. Prace jednak przerwano.
Do odbudowy mostu dąży się od wielu lat. Wiosną tego roku do konserwatora zabytków trafiły odnalezione w Szwajcarii XIX-wieczne szkice projektowe, które zdecydowanie ułatwiają rekonstrukcję. Konserwator zabytków spotkał się z projektantami remontu, by ustalić szczegóły nowego projektu.
Właścicielem mostu jest starostwo powiatowe w Tczewie, które - zdaniem konserwatora - doprowadziło do zniszczenia zabytkowych przęseł, przez co prace zostały wstrzymane cztery lata temu. Samorząd twierdzi, że już w kwietniu doszedł z konserwatorem do porozumienia w tej sprawie, ten mimo deklaracji miał zwlekać z wydaniem zgody. Kłopotem miało też być finansowanie, ale tu strona rządowa deklaruje wsparcie.
Konserwator zabytków zapewnia, że wyda zgodę na prowadzenie prac w ciągu tygodnia po otrzymaniu poprawnego projektu. W jednym z tak zwanych przyczółków mostu ma powstać też filia Muzeum II Wojny Światowej. Samorząd musi teraz uzbierać 5% wkładu własnego z 60 milionowego dofinansowania z Polskiego Ładu.
03.09.2023 J. Sellin w programie "Rozmowy niedkończone"
10.09.2023 Odsłonięcie pomnika rodziny Malinowskich
Takich postaw jakie prezentowała rodzina Ulmów było więcej.
Dziś w Leśnej Janie odsłonięto pomnik rodziny Malinowskich, którzy udzielili schronienia dwóm kobietom pochodzenia żydowskiego.