Programy ideologiczne i wsparcie dla swoich – opublikowano listę Krajowego Planu Odbudowy dla instytucji kultury. Rozdano kolejne pieniądze w ramach Krajowego Planu Odbudowy dla sektora kultury i – tak jak w przypadku KPO dla sektora HoReCa – trudno oprzeć się wrażeniu, że ta cała operacja z odbudową po pandemii ma niewiele wspólnego.
– Oficjalnie chodzi o wzmocnienie sektora kultury po covidzie, w praktyce jednak widzimy olbrzymią liczbę projektów z grantami, w których ideologia i polityczne sympatie znaczą często więcej niż realne potrzeby społeczne czy gospodarcze – mówi „Naszemu Dziennikowi" dr Bogdan Więckiewicz, socjolog z Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie.
Do rozdania było 102 min zł, które podzielono między 924 przedsięwzięcia. Przyznane kwoty są różne – od kilkudziesięciu tysięcy na projekty niszowe, po kilkaset tysięcy na większe inicjatywy. Fundacja Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury dostała 200 tys. zł na spektakl w Teatrze Polonia pod tytułem „Pan ! Hoho".
Fundacja Liberte!, organizator Igrzysk Wolności – wydarzenia chętnie wspieranego przez polityków obecnej władzy – otrzymała blisko 300 tys. zł na multimedialną scenografię przyszłorocznej edycji. Toruńska Orkiestra Symfoniczna wyda prawie 200 tys. zł na „transformację cyfrową i ekologiczną". Fundacja Ambasada Kultury za ponad 183 tys. zł zrealizuje projekt o nazwie „Prezent urodzinowy". Stowarzyszenie Sistrum – Przestrzeń kultury lesbijskiej – dostało 71 tys. zł na „Wesele. Rewizja".
Lista wątpliwej wartości projektów jest bardzo długa. Wśród nich mamy takie jak: „Techno Balkon: muzyka z widokiem na miasto" – za 200 tys. zł, „Kolory męskości - Tik Tok, taniec i cielesne doświadczenie męskiej tożsamości" – za 36 tys. zł, „Ekotransgresja i zanurzenie w poza-ludzkie światy" za 36 tys. zł, „Sceniczny manifest intymności" za 163 tys. zł, „Mobilna scena zasilana OZE" za 108 tys. zł czy „Refleksja nad ekologicznym wymiarem tworzenia" za 30 tys.
Doktor Jarosław Sellin, poseł Prawa i Sprawiedliwości, były wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego, nie ma wątpliwości, że rozsądniej byłoby wydać te środki na instytucje, które faktycznie ucierpiały w czasie polityki mrożenia gospodarki. I które chcą się zmodernizować, kupić nowoczesny sprzęt, unowocześnić ofertę, odzyskać życie po kryzysie. – Pamiętamy przecież, co się działo w czasie covidu – teatry, filharmonie, muzea, domy kultury – wszystko pozamykane, bez publiczności, bez biletów, bez możliwości normalnego funkcjonowania – przypomina nasz rozmówca.
Tymczasem rząd poszedł w zupełnie inną stronę. – Rozdawanie grantów dla NGO, dla prywatnych osób, stypendia na zagraniczne studia, różne projekty miękkie, które nie mają żadnego trwałego fundamentu. Pieniądze powinny pójść tam, gdzie naprawdę były potrzebne, a nie rozmywać się w dziesiątkach ideologicznych inicjatyw – zwraca uwagę.
Groteskowe projekty
W konkursie zgłoszono 4765 wniosków. Decyzje podejmowali eksperci z komitetu selekcyjnego – formalnie niezależni, w praktyce od lat poruszający się w kręgu tych samych instytucji i organizacji. A obok 924 dotacji przyznano jeszcze 701 stypendiów. – Kiedy słyszę, że te pieniądze miały pomóc w wyjściu z kryzysu po pandemii, nie wiem, czy się śmiać, czy złościć. Mija przecież kilka lat od szoku covidowego, a gospodarka boryka się dziś z zupełnie innymi problemami – inflacją, recesją w wielu branżach, falą bankructw - wylicza dr Bogdan Więckiewicz. Jak zauważa, obecnie środki, które mogłyby realnie wesprzeć przedsiębiorców, zostały przesunięte na finansowanie projektów, które nierzadko ocierają się o groteskę. – Zamiast tchnąć życie w gospodarkę, budujemy scenografie, manifesty intymności i „gender studies". Z punktu widzenia zwykłego podatnika to wygląda jak kpina – akcentuje socjolog. KPO – narzędzie, które miało być impulsem modernizacyjnym – stało się wehikułem ideologii i doraźnych interesów. – Widać wyraźnie, że pieniądze kierowane są tam, gdzie można wzmocnić określone środowiska. Przypomina to układ zamknięty: jedni aplikują, drudzy przyznają, a wśród nich jest wielu dobrych znajomych – podnosi dr Bogdan Więckiewicz. A koszty będą spłacać wszyscy Polacy, bo przecież KPO to nie darowizna, ale kredyt.
– Zawiodło to, że KPO od samego początku było politycznym narzędziem, a nie zwykłym funduszem pomocowym. Komisja Europejska, w której dominują środowiska lewicowo-liberalne, na prośbę swoich politycznych sojuszników w Polsce – ówczesnej opozycji, czyli Platformy Obywatelskiej – zablokowała te środki. Nie dlatego, że Polska nie spełniała warunków, tylko dlatego, że rządziła prawica – przypomina dr Jarosław Sellin. Blokada trwała aż do końca 2023 roku. – Dopiero gdy Donald Tusk przejął władzę, pieniądze zostały odblokowane. To nie był przypadek, to był czysty instrument polityczny, nagroda za obalenie konserwatywnego rządu – ocenia polityk. Ale konsekwencje tego są poważne. – Straciliśmy kilka lat, kiedy te środki można było mądrze kontraktować i inwestować. Teraz rząd działa w panice – ma mało czasu, więc luzuje kryteria i wydaje na oślep. Nie według rozsądnych reguł, ale według zasady: „jak najwięcej, jak najszybciej, byle nie przepadło" – wyjaśnia dr Jarosław Sellin. I to m.in. właśnie z tej desperacji biorą się absurdy.
– W tej sytuacji słowo „afera" nie jest przesadą – to raczej naturalne określenie mechanizmu, w którym publiczne środki są dzielone według klucza politycznego i światopoglądowego, a nie gospodarczego czy społecznego – podnosi dr Bogdan Więckiewicz. Sprawa przyznawania środków z KPO bezpośrednio uderza w cały rząd. Jednak Donald Tusk winę za to próbuje zrzucić na współkoalicjanta. – Chciałby przy okazji osłabić Polskę 2050. Marszałek Szymon Hołownia i minister funduszy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz napsuli mu sporo krwi, bo nie chcą być mu bezrefleksyjnie podlegli, a tego premier nienawidzi i najchętniej by się ich pozbył. Gdyby mógł, zrobiłby to bez wahania. Jest jednak na to za słaby – podsumowuje dr Jarosław Sellin.